poniedziałek, 9 listopada 2009

KOBIETY RZĄDZĄ ŚWIATEM

Historia na każdym kroku potwierdza tą ludową mądrość. Wbrew wszelkim pozorom i wyobrażeniom to właśnie kobiety pociągają za wszystkie sznurki na świecie. Zdawać by się mogło że jest na świecie hegemonia mężczyzn, ale jest to tylko fasada, za którą kryją się żony, matki, córki, kochanki, sąsiadki, które w mniej lub bardziej zakamuflowany sposób wpływają na to co mężczyźnie wydaje się, że sam wymyślił. Nie jest to tylko domena świata ludzi. Podobne schematy panuja w świecie zwierząt, spójrzmy chociaż na modliszkę. Nęci, nęci pana modliszke, udaje że daje mu się wykorzystać po czym go zjada. I jakie mamy szanse. Niewielkie. Ja poległem jeszcze z inną powiedzmy mała kobietką - moskitką, albo bardziej przyjaźnie komarzycą. To właśnie panie komarowe są jedyne w stanie rozdzielać między nami zarazki malarii i to one są wyłącznie odpowiedzialne za trwanie tej choroby. Panowie komary nie mają z tym nic wspólnego poza tym że prędzej czy później rodzi im się kilka tysięcy, milionów ?! córek, które robią to samo co mamusie - roznoszą choroby. Czyli już możecie się domyślać o czym będzie ten wpis, będzie o moim własnym, niepowtarzalnym doświadczeniu pierwszej w życiu malarii, która tuż przed decyzją o opisaniu tego na tych stronach, została odświeżona malarią numer 2.

Problem z tą chorobą polega na braku szczepionki. Pare dni temu pisali w Daily Nation ( Kenijski dziennik), że do 2012 powinni skończyć przygotowanie szczepionki, w tej chwili rozpoczęto w okolicach miejscowości Kisumu fazę testów. Dlaczego stworzenie szczepioski jest tak trudne - ze względu na niezliczoną liczbę odmian malarii, a także ciągłą ewolucję tych zarazków. Sprawia to że jedyna ochrona to znany w polsce Malaron - lek szalenie drogi i skuteczny w przypadku krótkich wyjazdó w rejony malaryczne, bo jest bardzo szkodliwy na wątrobę i nie można go dłużej stosować niż kilka tygodni. Co pozostaje - moskitiera, jakiś repelent i liczenie na łut szczęścia. Stosuje moskitiere, pryskam się jakimiś tam specyfikami, ale chyba szczęścia już mi zabrakło. Skoro już miałem tą niewyobrażalną okazję lepiej wczuć się w skórę lokalnego człowieka, zrozumieć jak funkcjonuje się w tym środowisku, podziele się tym z wami.

Dzień 0
Po południu zacząłem czuć się dziwnie, niby nic poważnego, ale wyraźnie stan się zmienił. Czuje zmęczenie, pogarsza mi się koncentracja, zaczynam czuć ból, jeszcze nieszczególnie mocny w stawach i mięśniach. Ponieważ nie wiem czy to nie jest zwykła kwestia zmęczenia i nie mam własnego doświadczenia w autoanalizie malarii postanawiam poczekać do jutra i zobaczyć co z tego wyniknie. Noc przebiega w miare spokojnie ale czuje jak stopniowo rośnie mi gorączka.

Dzień 1
Rano już jestem pewnie że coś złapałem, nie mogę się na niczym skupić, czuje jakby mi się co jakiś czas na chwile wyłączał mózg. Boli mnie już wszystko, mam gorączke i czuje się bardzo nieswojo. Wizyta u lekarza i czekamy na wyniki testu na malarie. W międzyczasie oglądam w poczekalni jakieś programy w telewizji, nie pamiętam niestety kompletenie co to były za programy ani czy warto było zużywać na nie swój czas. To i tak bez znaczenia, koncentracja siada mi tak mocno że cokolwiek bym nie robil to i tak bym to zapomniał. Po jakims czasie już na kampie przyjmuję pierwszą dozę coartemu. Wzrasta gorączka, do poziomu majaków, zasypiam na jakieś 5-10 minut po czym budzę się jeszcze bardziej zmęczony i z jeszcze większą gorączką. Przy drugiej malarii cały czas miałęm wrażenie że leżą koło mnie jakieś dokumenty, które są strasznie nieprawdziwe i kłamliwe i wogóle nie powinny koło mnie leżeć. Po jakimś dłuższym czasie gorączka zaczyna ustawać i poczucie rozpalenia stopniowo przechodzi w mróz. Nie śmiejcie się w Sudanie można czasem zmarznąc i jedną z tych niewielu okazji jest włąśnie malaria. W nocy jest mi przeraźliwie zimno - coś co możecie pamiętać z ' W pustyni i puszczy'. Tak jak Nel ja też mam drgawki, któe trwają jakąś godzinę albo i lepiej. Z tym że o ich długości to wiem teraz, ale w trakcie pierwszego kontaktu z chorobą tego nie wiedziałem - nie wiedziałem czy kiedykolwiek przestanie mi być tak przeraźliwie zimno. Poczucie mrozu nie przeszkadza w dalszym pocieniu się - więc upuszczam kolejne pare kilo wody. W końcu udaje mi się zasnąc

Dzień 2

Scenariusz podobny, najgorszy jest brak upływu czasu. Za każdym razem jak udaje mi się zdrzemnąc wydaje mi się że minęly jakieś 2-3 godzinki, ale tak naprawdę minęło 10-20 minut. Czas się przewleka. W nocy kolejna dawka drgawek, najbardziej nieznośne z wszystkich wrażeń. Drgawki spazmy ogarniają całe ciało. Mimo wszystko czuć delikatną poprawę, jest jakby troche znośniej

Dzień 3

Główna faza malarii się skończyła - teraz pozostaje już ostatni etap. Wrażenie jakby w skórze na plecach znajdowały się szpilki, przy ruchu, w trakcie siedzenia, ciągle czuej jak coś mi się wbija w plecy. Drgawki się skończyły. Organizm się napracował

Te zarazki w ciele jednak zostają. I mogą w przyszłości zaatakować jak im się zechce. Jedno jest pewne dawcą krwi już nie zostanę. Niezbyt przyjemna choroba, pozostaje odłożyć ją na półkę poznawania realiów życia w Sudanie. Do następnego razu :).