poniedziałek, 17 grudnia 2012

KAWA Z KARDAMONEM, CZY ZE ŚWINIAMI?!

Kolumbia słynie na świecie głównie ze względu na sypkie materiały produkowane na skalę masową. O kokainie pisać jednak nie będę, bo jestem bardzo w tej działce niekompetentny. Kawę z drugiej strony mogę zdecydowanie zaliczyć do tematów, na które mam aż za dużo do powiedzenia. Dłuższy pobyt w okolicach Etiopii jak również styczność z kawą kenijska sprawia, że zupełnie bez zażenowania mogę stwierdzić, że Kolumbijskiej kawy marki 'Cafe Uribia' nic na świecie nie przebije. Teraz dodatkowo znam wszelkie realia jej powstawania. Jest to oczywiście kawa produkowana przez ojca Any, ale nie tylko dlatego jest najlepsza.
Finca La Elisa znajduje się już na obrzeżach tradycyjnego kawiarskiego rejonu Kolumii (Cafe terra). Delikatny zapach unoszący się w powietrzu zrobił na mnie dodatkowe wrażenie ze względu na tereny, które mijaliśmy po drodze. W pewnym miejscu, przejeżdżaliśmy przez wioskę zajmującą się garbowaniem zwierzęcych skór. Fetor, który się tam unosi, sprawia, że zapamiętany z dzieciństwa specyficzny zapach miasteczka Świecie zdaje się zupełnie naturalnie nadawać do produkcji perfum. Z górnej półki.
Nasz spacer po plantacji kawy miał być wyjątkowy nie tylko ze względu na walory pejzażowe, ale też na dodatkowe towarzystwo. Do naszej małej grupki dołączyła bowiem najprawdopodobniej pierwsza Kolumbijka, która została muzułmanką. 


Jej historia, którą oczywiście musieli mi później jeszcze raz na nowo opowiedzieć, bo wszystko jak zwykle zrozumiałem na opak, jest dość wyjątkowa. Urodzona i wychowana w Kolumbii, gdzie wpływów islamu szukać po prostu nie warto bo ich nie ma, oglądała kiedyś program na jednym z edukacyjnych kanałów. Gdy usłyszała z ekranu telewizora wzywanie muezzina do modlitw, poczuła to wezwanie bardzo osobiście. Przeżyła coś na podobieństwo katharsis znanego z antycznej Grecji i coś się w niej zmieniło. W jakiś nie do końca dla mnie jasny sposób zaczęła korespondować przez internet z jakimś jedenastolatkiem z Maroko i te z nim rozmowy przypieczętowały wybór jej życiowej drogi. W tej chwili już zamężna mieszka w Egipcie i poświęca prawie całe swoje życie naukom islamu. Nie mi oceniać jej wybory, tak naprawdę jeżeli ona jest z tym wszystkim szczęśliwa to można jej tylko pogratulować odwagi i determinacji w tego swojego szczęścia poszukiwaniu. Ana i Sergio mieli jednak bardzo jednoznaczną reakcję na jej opowieść - kompletne zdziwienie i autentyczna niemożność zrozumienia jak to się stało, że postanowiła zamienić latynoski krąg kulturowy na muzułmański. Z tej perspektywy mogę się z nimi mocno zgodzić, nie wydaje się to szalenie naturalna kolejność rzeczy, odrzucenie tego mocno hedonistycznego i pełnego radości stylu życia, na rzecz wynikających z religii zaostrzeń i ograniczeń. To zszokowanie wymieszane z niedowierzaniem sprawiło, że ciężko wyobrazić sobie bardziej egzotyczne towarzystwo do jakiegokolwiek spaceru. A już do przechadzki pośród krzewów kawy w szczególności. 
Powracający jak bumerang temat jadowitych pełzaczy został wzmocniony wizją gromad tarantul lubiących z im tylko znanych powodów skazać na ludzi i ich gryźć. Strategicznie ustawiłem się jako przedostatnia osoba w naszej grupie. Dzięki temu wszelkie, nawet te najbardziej przymulone jadowite podłości zdążą już się zająć kimś innym, jak również nie muszę się z niepokojem ciągle oglądać za siebie. Tak długo jak słyszę za sobą kroki jestem ubezpieczony.
Kawa rośnie sobie wyjątkowo spokojnie na niewysokich krzakach, które są co roku przycinane. Raczej z pragmatycznych pobudek związanych z łatwością jej zrywania niż jakichś szczególnie istotnych zabiegów pielęgnacyjnych. W momencie gdy jest już wystarczająco odkarmiona i gotowa do przetworzenia nabiera intensywnie czerwonej barwy. Stąd stosunkowo łatwo można dokonać wstępnej selekcji i zapewnić jej najlepszą jakość. Całego przeglądu innych już bardziej pielęgnacyjnych zabiegów teraz nie wymienię, bo do tego potrzeba lat nauki. Dla chcących włączyć się w światowy rynek kawy w roli producentów mogę nadmienić jedynie, że kawa chłonie wszelkie zapachy na jakie jest wystawiona. Ze względu na to raczej nie warto jej sadzić ani przy kurniku, ani przy fermie świń. W Fince La Elisie obeszli ten problem sadząc przy kawie krzaki kardamonu. To właśnie to towarzystwo sprawia, że aromat 'Cafe Uribia' jest zupełnie unikatowy. Na marginesie, poznanie tego faktu, pozwoliło mi w końcu zrozumieć skąd się bierze problem 'etiopskiej lury' - zapewne tam kawa jest sadzona tylko i wyłącznie na śmietniskach. Chyba dlatego jest tak bardzo niepijalna. 

Po zerwaniu owoc krzewu kawy trzeba przepuścić przez kilka specjalnie skonstruowanych maszyn, porozdzielać na jakościowe kategorię, dobrze osuszyć, również z dala od świń, wyprażyć, robiąc to wszystko z aptekarską precyzją. Później można się już nią cieszyć, a jeszcze raz podkreślam, jest czym w przypadku tej kawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz