wtorek, 19 stycznia 2010

RWANDA CO ?

Rwanda, ludobójstwo,Tutsi, Hutu, tututu - jeśli komuś cokolwiek mówi słowo Rwanda to skojarzenia są niejako z automatu. Jeśli Rwanda to masakra roku 1994 i tyle. Po co sobie zaprzątać głowę tak mało istotnym miejscem. W stanach w zamachach na WTC zginęło niecałe trzy tysiące ludzi, a mówiło się o tym cały czas, wyznaczając ten punkt jako całkowitą zmianę biegu historii, jako niejaki przełom, coś o czym trzeba mówić i pamiętać. Szok - w jednej chwili zginęło kilka tysięcy ludzi, zamach na demokrację, straszne, przerażające, jak to się mogło wydarzyć!!!
W Rwandzie w 1994 roku, wiosną w 14 dni zlikwidowano 800 000 ludzi (co prawda cały proceder masowych mordów trwał dłużej, ale w dwa pierwsze tygodnie wykonano większość planu ograniczenia liczby ludności). Nawet zakłądając 100 dni co było by delikatnym przekłamaniem, dziennie gineło 8000 ludzi. A fakty wskazują że w początkowych dwóch tygodniach z powodzeniem liczbę ofiar można było liczyć na dziesiątki tysięcy. Kilka razy tyle co w ataku na amerykańskie wieżowce. Systematycznie dzień w dzień za pomocą maczet mordowali się sąsiedzi. Żadne z pięknych i służących przykładem swojej dojrzałej demokracji krajów nie kiwnął palcem. No ale Rwanda to nie Irak, tam nie ma ropy, więc po co się mieszać w coś na czym się nie zarobi.
W całęj tej historii udział świata zachodniego jest przerażający. O wiele bardziej przerażający niż wspomniane ataki na amerykańskie wieże. Zanim jednak rozwinę ten temat to trochę z innej beczki.
Rwanda jest piękna. Niewyobrażalne są widoki, które można tam oglądać. Rwanda jest rozwinięta. Korzystając z kolejnych utartych schematów, jest to kraj nieafrykański, mimo że w Afryce. Ale chcąc czy nie, jest to tak samo afrykański kraj jak wszystkie inne. Wizyta w tym kraju to kolejny przytyczek w nos tym dla których Afryka to kontynent zapomniany przez Boga, wypalony słońcem, pustynny, itd. Drogi w Rwandzie są asfaltowane, przejażdzając w poprzek Rwandy praktycznie cały czas jechaliśmy po dobrej jakości asfaltowej drodze. Droga wije się po zboczach gór, pagórków, pokonując ten niełatwy, mocno pofałdowany teren. I wszędzie ta intensywna zielona barwa. Temperatura w Rwandzie jest w okolicach 20-25 stopni przez większość roku. Baza turystyczna na naprawdę wysokim poziomie. Szczerze mówiąc patrząc przez szybę samochodu można często mieć wrażenie że jest się w Szwajcarii.
To co zobaczyłem w Rwandzie było chyba jednym z największych dla mnie odkryć. Mój bardzo do tej pory i nadal ubogi stan wiedzy na temat Afryki został zupełnie przewartościowany.
Jakiś czas temu w Rwandzie zakazano używania plastikowych toreb. Rzecz do której Polska się przymierza, którą cały czas jakoś niechętnie, trochę z przymusu obwąchuje. Rozwiązanie które w Polsce długo jeszcze będzie raczkować. Jak to działa w Rwandzie?! Otóż tam tego prawa przestrzegają. Tam nie zobaczy się śmieci leżących przy drodze, w szczególności tych nieszczęsnych foliowych prezentów dla następnych kilku pokoleń.
Rwanda jest piękna i pokrzywdzona. Turystyka w Rwandzie, mimo że ten kraj nie większy niż większość polskich województw ma tak wiele do zaoferowania, nadal jest w stanie zastoju. Rwanda ma metkę. Tak jak, z czym coraz bardziej się niezgadzam, stany zjednoczone mają łatkę raju na ziemii, i żródła wszelkiego dobrobytu, rozwoju,postępu i ogólnie tego wszystkiego co najwspanialsze i najpiękniejsze - tak i Rwanda ma metkę kraju masowych grobów, do którego nie ma po co jechać.
Nic bardziej mylnego - dla osoby niezainteresowanej historią Rwandy, można śmiało przejechać ten kraj zachwycając się krajobrazami nawet chwili nie poświęcając, tym niedawnym tragicznym wydarzeniom. Rwanda to kraj który wiele doświadczył i który pracuje nad poprawą swojej reputacji. Jest to kraj który bez mrugnięcia okiem mógłbym polecić każdemu do odwiedzenia.
No więc gdzie jest pies pogrzebany. Tak długo jak masakry w Rwandzie się nie powtórzą, nic na ten temat nie będzie się mówiło. W ludzkiej pamięci, tak jak i było do niedawna w mojej, Rwanda pozostanie mało znaczącą kropką na mapie, która już miała wystarczający występ na światowej scenie w 1994, i więcej jej nie przysługuje. Przecież gdyby media miały zajmować się przekazem takich pozytywnych obrazków z różnych części świata trzeciej kategorii, to gdzie byłby czas na omówienie tych wszystkich pięknych, wolnych, demokratycznych i wzorcowych obrazków ze stanów. Gdyby broń boże media nagle zaczęły przekazywać z Afryki nie tylko obrazy wojen i głodu, suszy, beznadzieji, ale też te pozytywne przykłady, krajów które są na dobrej drodze żeby im się udało, to amerykańska bańka musiałaby prysnąć. Amerykański sen nie odcinał by się tak kolorowo i wyraziście na tle tej szarej rzeczywistości całej tej marnej reszty. Poznaliśmy w trakcie naszego objazdu Polkę żyjącą w Rwandzie już kilka lat. To był jej największy zarzut - ta jednostronna metka, która nie pozwala Rwandzie pokazać się z innych stron. Częściowo też wypełniając jej prośbę, ale robiąc to z pełnym przekonaniem, ja również ubolewam nad tym, że nikt nie chce Rwandzie dać drugiej szansy.
Udział państw zachodnich, hmmm - temat rzeka, albo raczej ściek i szambo. Kraje zachodnie niosąc oświecenie, rozwój, postęp, duch demokracji zrobiły i robią tyle dobrego! Rozwijają, pomagają, dzielą się swoim bogatym doświadczeniem i to wszystko w ramach pięknych gestów, charytatywnie, ot tak żeby pomóc drugiemu człowiekowi. Siła zakłamania w tej kwestii jest tak wielka, że jestem mocno przekonany że nadal większość amerykańskiego społeczeństwa ślepo wierzy, że wojna z Irakiem Sadama Husajna była najzwyczajniej w świecie wyciągnięciem ręki w stronę tych biednych, uciemiężonych ludzi. Przykładów tej bratniej pseudopomocy, którą Polacy powinni pamiętać doskonale w wersji bratniej pomocy narodu radzieckiego narodowi polskiemu w 1939r.Oni też wyruszyli w drogę ze szczytnymi ideałami wyzwolenia uciemiężonego polskiego robotnika spod reżimu burżuazji. Tak jak amerykańskie wojska niestety bardzo ochoczo wspierane polskimi poddanymi, które to lecą ślicznymi maszynami w takie miejsca jak Irak spiewając, "kochani Irakijczycy niebawem oddamy wam waszą wolność, pomożemy wam wkroczyć w światły okres demokratycznego ustroju". Tylko że dyrygent siedzący gdzieś w jakimś klimatyzowanym biurze w stanach myśli tylko o jednym - co jeszcze można na świecie ukraść i jaką wymyślić piosenkę, zeby zakryć cynizm który mi przyświeca.
Rwanda była rozwiniętym krajem, krajem o silnych rządach, krajem, a nie dziką dzikością, którą Belgia ofiarowała się ucywilizować. To prawda, Tutsi i Hutu istniały i współżyły ze sobą od zawsze na terenach Rwandy, Burundi. Tutsi mają jaśniejszą karnację. Więc Belgowie wymyślili sobie do tego pewną historię. Belgowie stwierdzili że Tutsi są tak jaśni że nie mogą być murzynami. Tutsi są biali, tylko że czarni, nie tak jak Hutu, którzy sa po prostu czarni. To Belgowie stworzyli całą mitologię, na podstwie której Tutsi zaczęli wierzyć w swoją wyższość nad Hutu. To Belgowie wynieśli w trakcie swojej 'opieki' nad Rwandą Tutsi do władzy. W okresie mody na zezwalanie na niepodległość krajów afrykańskich, wpływ i siła władzy Tutsi sprawiły że Belgia nie mogła tego tak zostawić. Szczególnie silny udział ma w tym jak zwykle kościół katolicki. Większość lokalnego kleru, który już na jakiś czas przed ogłoszeniem niepodległości stanowili księża wywodzący się z Tutsi. To bardzo niepokoiło białych księży. Oznaczało to ograniczenie ich władzy. Jako że takich grup interesu (w takich miejscach jak Afryka interesowność kościoła niestety przechodzi już wszelkie granice), było więcej udało się przeforsować przekazanie władzy Hutu. Po co - bo Hutu będą nas słuchać a Tutsi już tego nie robią.
I tak w kraju gdzie przez dziesięciolecia od podstaw budowano mitologię Tutsi jako pochodzących z Atlantydy ( to nie jest żart, to są teorie ogłaszane publicznie przez belgijskich naukowców) nadludzi, nagle przekazano władzę temu motłochowi, tym do niedawna uznawanym za podludzi Hutu. Zaszczepiona przez Belgów nienawiść tylko narastała. Narastała do tego stopnia że wybuchła w 1994 roku siłą rażenia niespotykaną do tej pory w historii ludzkości. Hutu planując ostateczne rozwiązanie problemu budowali propagandę zagrożenia ze strony Tutsi tak skutecznie, że wezwanie w radiu do ścięcia wysokich drzew ( Tutsi są z reguły wyżsi niż Hutu) w początkach kwietnia 1994 roku skończyło się prawie milionowym masowym grobem.   
Wbrew pozorom wcale nie działo się to na oczach całego świata - kamery telewizyjne zostały wysłane do Rwandy już po tych najważniejszych dwóch tygodniach. Już w momencie gdy maczety powoli zastygały w bezruchu, jeszcze tylko raz po raz, niejako z rozpędu ucinając czyjąś głowę.
Nie zdejmuję odpowiedzialności ani z Hutu ani z Tutsi za piekło które bylo udziałem praktycznie każdego mieszkańca Rwandy. Ich odpowiedzialność jest bezsprzeczna. Jedyne czemu się mocno sprzeciwiam to światła ingerencja krajów zachodu w regiony na temat których nie mają zielonego pojęcia i co najgorsze nawet tego pojęcia nie chcą mieć. Tak samo jak w Rwandzie, tak i w Kambodży, kolejnej fantastycznej zdobyczy niesienia zachodniego kaganka edukacji, ludobójstwo dzieje się ze względu na zachwianie wypracowanej od wieków równowagi. Sprzeciwiam się ubieraniu w otoczkę pomocy cynicznemu wykorzystywaniu zarówno siły roboczej jak i bogactw naturalnych krajów trzeciego świata.
Nadal was przeraża zbrodnia dokonana na amerykańskim społeczeństwie 11 września 2001roku. Mimo że ludzkiego cierpienia nie można ze sobą zestawiać i porównywać, to efekt działań kolonialnych w Rwandzie, i reszcie Afryki przeraża mnie o wiele bardziej.
Dlaczego świat milczał, dlaczego reakcja była tak późna. Masowe mordy były kontynuacją kolonialnej polityki w Afryce. Bojówki Tutsi walczące o zniesienie monopolu Hutu na władzę składały się głównie z Tutsi żyjących w Ugandzie - byłej strefie wpływów brytyjskich. Rwanda jako teren francuskojęzyczny nie mogła przeciez przejść w brytyjskie ręcę. To jest jeden z tych cynicznych powodów dla których Francja wspierała rząd Hutu, który w cieniu francuskich, belgijskich parasoli przygotowała listę 800 000 osób do natychmiastowej likwidacji. Oczywiście te dwutygodniowe mordy nie odbywały się w sposób przypadkowy. To  wszystko zostało wcześniej pieczołowicie przygotowane.
Jest to kolejny, skromny wycinek Afryki, które miałem okazję obejrzeć. Słodko-gorzki, ale szalenie interesujący. Polecam film Hotel Rwanda, który bardzo obrazowo pokazuje co działo się pod naszym nosem tak zupełnie niedawno.
Dla niektórych WTC pozostanie momentem przełomowym, i niech im tak będzie. Dla mnie momentem przełomowym jest Rwanda. Kraj miliona zielonych pagórków, które przez kwietniowe dwa tygodnie 1994 roku spłynęły krwią.  Pagórków które równocześnie wywołują dobre i złe skojarzenia.