czwartek, 18 października 2012

(,,,) aka (Przecinek, Przecinek, Przecinek)

Tytuł trochę dziwny, ale nie bardzo chciałbym, żeby wszyscy od razu wiedzieli jak potrafię być wulgarny, czasami. Stąd zapraszam was do podmiany onawiasowanych słów na te wulgaryzmy z waszych zasobów, które w danym kontekście najbardziej wam pasują. 
Skąd taka potrzeba, proste - z niewiarygodnych rozmiarów debilizmu, który zaprezentowałem w okolicach mojego lotu do Kolumbii. Czy dotarłem, no nie bardzo mam teraz ochotę się na ten temat wypowiadać, zapraszam Was zatem na przeżycie razem ze mną i moimi-waszymi przekleństwami tych godzin okołowylotowych. Na końcu jak zawsze wszystko się wyjaśni...
Już 16 października rozpocząłem taką sekwencję szalenie nierozsądnych wyborów. Miałem ponad tygodniową przerwę w zbieraniu kondycji postanowiłem więc wypróbować swoich sił w bieganiu. Tuż przy kempingu w Madrycie zlokalizowany jest rozległy park, który wydawał się doskonałym miejscem do poruszania się. I był zasadniczo. Gdyby nie to, że Madryt tego dnia ścigał się z głęboką Syberią w osiągnięciu najniższej możliwej temperatury. Bieganie jest jednak mocno różne od jazdy rowerem, inne mięśnie, inna ilość zapotrzebowania na wentylację płuc. Biegło mi się w miarę dobrze, ale podejrzewam, że nie jestem stworzony do wdychania zimnego ożywczego powietrza i mój organizm postanowił się zemścić. 
Już wieczorem czułem się śmiesznie, potop z nosa na przemian z zupełnym zatamowaniem, gryzące gardło, grzejnikowate czoło. W nocy śniło mi się cały czas, że czyszczę sobie gardło ryżową szczotką. Tak, bywają lepsze sny.
Budzik nastawiony na 7 rano, następny na 7:06, i jeszcze jeden dla pewności na 7:12. Wylot o godzinie 12, więc mnóstwo czasu na spakowanie, przejechanie tych paru kilometrów na lotnisko i ogarnięcie wszystkich tematów. Zdawać by się mogło. 

7:00

Dzwoni budzik, na zewnątrz ciemno, a temperatura w okolicach za zimno żeby opuścić śpiwór. 

7:06

Nadal nie jestem przekonany. Ale nie ma problemu, mam przecież tyle czasu na wszystko. Jeszcze się trochę prześpię.

7:12

Nie, nie wstaję!!!

8:00

Ok, chyba przeginam, pora się ruszyć. 

8:45

Jeszcze tylko sprawdzę adres do hostelu, który sobie zarezerwowałem w Bogocie i mogę ruszać. Namiot był co prawda jak po prysznicu z całą tą rosą pięknie osadzoną na wewnętrznych ściankach. Zapomniałem też, że od ostatniej przygody na autostradzie moje koła mają tak aby tego powietrza. Nie chce mi się dopompowywać, będzie co będzie, w ostateczności to tylko parę kilometrów...

9:30

Dojechałem już na lotnisko, po tygodniowym odstawieniu roweru początek był bardzo dziwny. Takie wzajemne obwąchiwanie się. Rower się dziwnie ustawił, ja byłem nie wiele lepszy. Niby siedzę jak zawsze, ale mam wrażenie, że nie jesteśmy już tak dopasowani jak przed przerwą. Szybki papieros i idę się pakować. Mam przecież jeszcze tyle czasu...

9:38

Stoję w kolejce do punktu informacyjnego Iberia, w którym jak uprzednio sprawdziłem sprzedają pudełka na rowery. Stoję, stoję, stoję...

9:55

Stoję w kolejce do punktu informacyjnego Iberia... kolejka się nie rusza. Przy ladzie 4 osoby, które raz po raz z próżni wyciągają kolejne paszporty. 7 paszport, 8 paszport.

10:00

Kolejka zaczyna się burzyć. Dlaczego tylko jedna osoba obsługuje? Ile to będzie jeszcze trwało? Co oni tam załatwiają, że to tyle trwa? Halo! Dlaczego tylko jedna osoba obsługuje?!!!

10:15

(,,,,) Ile to jeszcze będzie do (narząd) trwało. To są jakieś żarty. - Przepraszam, chciałam się tylko zapytać o jedną rzecz - zagaja pewna panienka. - Kochaniutka, my tu wszyscy czekamy na jedną rzecz i z jednym pytaniem...

10:20

Nareszcie!!! Jestem wołany do lady :). - Oj, ale pan to powinien się najpierw odprawić, i przy odprawie wyślą pana do nas z powrotem żeby pan zapłacił za rower.  - Pani informacja chce się mnie pozbyć - Ale to trochę bez sensu, bo żeby się odprawić, to muszę mieć już bagaże spakowane, a nie spakuję roweru bez waszego kartonu. No i wracanie skoro się już tyle wyczekałem to trochę będzie bez sensu - próbuję ją przekonać, że lepiej to wszystko obmyśliłem. - No nie wiem, chyba musi się pan najpierw odprawić - Pani niezrażona moją propozycją uproszczenia procedur powtarza swoją formułkę. - Ale ja wtedy nie zdążę. Mój lot jest za niecałe dwie godziny - próbuję ją przekonać inną metodą. 

10:25

Pani się poddała, przyjmuje ode mnie zapłatę za rower i wydaje mi karton.

10:26

Zaczyna się coś co zwięźle mogę nazwać oznaczaniem lotniska. Rower w jednym miejscu czeka na swoją kolej. Torby paręnaście metrów dalej. Zaraz, a gdzie jest karton?! No tak, zostawiłem go przy informacji. Biegnę więc tam nie patrząc przed siebie tylko za siebie, czy komuś przypadkiem nie podoba się za bardzo jakiś element mojego nagromadzonego dobytku. Biegnę już z kartonem w okolice gdzie porozrzucane są moje rzecy

10:29

Bagaż podręczny przygotowany... Sakwy wrzucone do wielgachnego plecaka. Pozostał tylko rower. Pestka. Przecież pytałem się w salonie rowerowym w Gdańsku o zestaw kluczy, który pomoże mi rozmontować rower na cele przelotu. To prawda, że nie sprawdziłem, ale przecież trzeba ludziom ufać.

10:30

Karton złożony, rower obrócony. Zaczynamy od pedałów. Zdejmuję zasłonkę i (,,,,,,, narząd, ja cię sunę, ,,,, kurczę pieczone ,,,,,,,,) przecież nie mam takiego klucza żeby te pedały odkręcić. Ja (hmmmm) jestem (,) totalnym (durniem), że tego wcześniej nie sprawdziłem. 

10:35

Próba odkręcenia śrub obcążkami spełzła na niczym. Presja czasu dość ogromna bo za dokładnie 40 minut zamykają odprawę. (,,,,,,,,,) co ja mam teraz zrobić?!

10:37

-Halo, Gonzalo [dzwionię do kumpla z Madrytu, którego poznałem przed paroma laty na wymianie w Korei, a teraz z okazji wizyty w Madrycie widzieliśmy się ponownie] wiesz co, mam straszną lipę i nie bardzo wiem co zrobić. Nie mam kluczy do rozkręcenia roweru i nie bardzo mam go jak spakować. Byłbyś w razie czego w stanie ten rower z lotniska odebrać?!
-Ok, ale teraz to za bardzo nie mogę, bo mam spotkanie, pewnie jakoś wieczorem.
- Aha, to ja się jeszcze do ciebie odezwę, wiesz jak bym teraz dorwał tą kobietę ze sklepu w Gdańsku to bym ją (#$##%#$^$#%). Będę do ciebie za chwilę dzwonić, to Ci dam znać co wymyśliłem.

10:40

Zostawić rower i lecieć? Nie lecieć? Przełożyć bilet? Porzucić rower? - myśli biegają od jednej opcji do drugiej i żadna nie wydaje się wystarczająco atrakcyjna...


W tym momencie urywam historię - te kilka minut ok 10:40 trwały dla mnie całe wieki, więc żebyście tak samo to odebrali jak ja, reszta historii co prawda nie za całe wieki ale za parę godzin...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz