czwartek, 6 września 2012

SPACER PO WENECJI NOCNĄ PORĄ

Najwięcej zastrzeżeń przy okazji przygotowań do wyjazdu budziła u każdego kwestia tego, że jadę sam. To, że na drodze nikt nie jedzie ani zaraz za mną ani tuż przede mną nie oznacza, że jestem sam. Po zamontowaniu namiotu w kempingu przy Wenecji poszedłem kupić w rejestracji bilet na autobus i zostałem zaczepiony przez jakiegoś kolesia. 

  • Hej, jedziesz teraz do Wenecji?! Bo ja też się właśnie wybierałem, to poczekaj na mnie, pojedziemy razem, muszę tylko... (niedosłyszałem bo już gdzieś pobiegł)
  • Ok, nie ma sprawy, -powiedziałem już bardziej do siebie.
Okazało się, że Tomas jest z Argentyny i właśnie podróżuje przez Europę. Szybko ustaliliśmy, że najlepiej zwiedza się miasto idąc przed siebie nie patrząc na mapę. Taka zabawa w 'Zgub się i spróbuj się potem odnaleźć'. Proces gubienia nie trwał jednak zbyt długo, bo po jakichś kilku minutach Tomas postanowił wydrukować trochę Euro w bankomacie i ... zjadło mu kartę. Nie spotkałem się jeszcze z taką sytuacją, ale może miał tego dnia po prostu dużego pecha. Wcześniej zaspał na lotnisku w Barcelonie i do Wenecji musiał kupić drugi bilet. Nie był to jego dzień. Zabawa zmieniła swój priorytet. Po 20 minutach prób demontażu bankomatu trzeba było odnaleźć gdzieś internet żeby mógł sobie zamrozić kartę, na wypadek gdyby ktoś tą kartę wydostał i chciał z niej skorzystać
Usiedliśmy przy stoliku jakiejś knajpy i Tomas dzwonił, a ja obserwowałem sobie przechodzących ludzi. Dwie z przechodzących dziewczyn okazały się Tomasa znajomymi, z którymi przyleciał z Argentyny do Izraela, bo tam rozpoczynali podróż po Europie. Spotkali się w Wenecji przypadkiem. Jak zaczął im po raz kolejny tłumaczyć jak doszło do zatrzymania karty, zrozumiałem w końcu co się stało. Rzekomo bankomat kazał mu czekać 30 sekund zanim wyjmie kartę. Z tego co ja znam bankomaty, to przeważnie informacja jest inna - jeżeli karty nie zabierzesz w 30 sekund to bankomat ją zatrzyma. Może hiszpański i włoski nie są jednak aż tak podobne. 
Po sukcesie z blokadami karty ruszyliśmy dalej już w czwórkę. Przechadzka była całkiem przyjemna, aż stwierdziłem, że po przejechaniu 137 km i bieganiu po Wenecji oczy zamykają mi się same. Rozpoczęła się druga część zabawy - odnajdź się. Tym razem było jednak o tyle trudniej, że żaden z nas nie notował drogi, bo ja myślałem, że on prowadzi, a on myślał to samo o mnie. Zdążyliśmy na ostatni autobus z powrotem na kemping i wpadłem w namiot zasypiając już w momencie zasuwania zamka. Uwielbiam być tak zmęczony...
Może nie jest to najbardziej romantyczna przechadzka po Wenecji, ale przy najmniej nagadałem się na parę dni i na tyle samo nasłuchałem. Przewodnik po Buenos Aires już jest, gdybym miał jakimś dziwnym trafem dojechać aż tam podczas etapu ameryki łacińskiej.
Na koniec parę najpiękniejszych fotek z Wenecji, to właśnie dlatego, żeby dla Was te zdjęcia zrobić przejechałem tego dnia te wszystkie kilometry i zamiast paść od razu spać wybrałem się jeszcze na nocny spacer. Aha, w dodatku Wenecja nocą nie śmierdzi kanałami, więc gdyby ktoś rozważał, to na pewno zalecam bardziej spacer nocny niż dzienny :)



Prawda że dla tych zdjęć było warto?! :)

4 komentarze:

  1. Dziękujemy!! :) / martucha

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam się na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A te dwie koleżanki to coś z nimi tego-śmego? /J.W.P. Jakub

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawiodę Cię Panie Jakub... ten spacer po Wenecji był całościowo nieromantyczny :)

    OdpowiedzUsuń