wtorek, 13 października 2009

PSEUDOPOMOC

Z serii niewygodnej prawdy, a nawet jeśli nie prawdy ostatecznej to przynajmniej tego jak rzeczywistość wygląda z mojej perspektywy. Organizacje pomocowe - furtka - która pozwala nam poczuć się dobrymi ludźmi, dobrymi bliźnimi którzy dzielą się swoim bogactwem z innymi gorzej sytuowanymi na świecie. Zbiórki na pomoc uchodźcom, przekazywanie żywności w puszkach, budowa studni dla lokalnych społeczności. No niestety tą sielankę trzeba trochę ubrudzić faktami. Chcąc nie chcąc będę musiał w tym wpisie niepochlebnie się wypowiedzieć o działalności takich organizacji i mając w świadomości, że pośród zgniłych jabłek można znaleźć okazy jeszcze zgnilizną nie dotknięte, zmuszony jestem troszkę pogeneralizować i wrzucić wszystko do jednego worka.
Tym którzy jakimś cudem to przeczytają, a oddają się takiej właśnie charytatywnej działalności i są przekonani, że nie mają sobie nic do zarzucenia muszę powiedzieć, że najprawdopodobniej są w błędzie, albo są tymi właśnie wyjątkami, niechcący, gdzieś po drodze, przeze mnie zmieszanymi z błotem. Skąd taki niepozytywny ton - bo to nie są zabawy, ludzkie życie jest wielką odpowiedzialnością, a nie jakąś zabawką do której nie dołączono instrukcji obsługi i którą trzeba próbować rozgryźć przy pomocy młotka i śrubokręta. To nie są przelewki. Organizacje pomocowe, obecne praktycznie wszędzie na świecie, które spełniają nasze, wspólne rozwinięto-światowe poczucie i konieczność niesienia pomocy innym niestety nie tyle że nie spełniają swojej roli, ale przez ludzką głupotę i zaniedbanie czynią coś zupełnie odmiennego. Niestety nie działają tak dlatego że są zamieszczone w jakieś nieznanego pochodzenia próżni, ale dlatego że my sami takiego działania od nich oczekujemy. Przecież my żyjąc w krajach rozwiniętych wiemy doskonale co potrzeba tym różnym pozostałym dzikusom i jesteśmy w stanie nawet coś tam im dać - tylko po to żeby zdjąć sobie kamień z serca.  
Przydługi wstęp więc pora przejść do sedna. W zdecydowanej większości przypadków brakuje takim organizacjom zarówno wiedzy jak i chęci zdobycia tejże wiedzy. Wiedzy o tym kim są ci ludzie, którym chcemy pomóc. Mam po prostu wrażenie że próbują spełnić swój obowiązek czy też wewnętrzny głos w jakikolwiek sposób. Wyobraźcie sobie człowieka, który nie wiedząc nic o medycynie zabiera się za operacje na otwartym sercu. Czy może mu się udać?! Oczywiście że może, ale głupim trafem, łutem szczęścia - i zanim do tego dojdzie wielu z jego 'pacjentów' nie ujrzy kolejnego wschodu słońca. Sudan Południowy - oburzający proceder - niewolnictwo. Oczywiście od razu przychodzi do głowy myśl - jak to niewolnictwo w naszych czasach, chyba jakaś pomyłka, jak może coś takiego funkcjonować. Trzeba to przerwać, trzeba temu zapobiec - uczucia silne, silny sprzeciw, konieczność działania teraz od razu. Ale jak to zrobić - no jak, uwalniając niewolników, przecież nie do pomyślenia jest sytuacja gdy jeden człowiek dysponuje drugim jak swoją prywatną własnością. Wykupmy więc niewolników - dajmy im szanse na znośne życie, wyswobodźmy ich - przecież tak dalej nie może być. I tak też zgodnie z tym działają niektóre 'pomocowe' organizacje w Sudanie. Jadą na targi niewolników - tak tak kochani, są nadal na tym świecie takie miejsca - i wykupują niewolników. Wracają po tym do swoich oplecionych drutem kolczastym ośrodków, gdzie przy wódce, whisky, piwie świętują kolejny sukces. Z tym że jest to świętowanie szalenie przedwczesne.
Dlaczego!? Dlatego że większość z tych oswobodzonych niewolników niebawem zginie. Osoba, która jedyne co zna w swoim życiu to służenie innemu człowiekowi nie posiada podstawowej wiedzy o tym jak przetrwać na własną rękę. Jakkolwiek przymieraliby głodem pod zarządem swojego Pana, nie zginą, bo po co Panu martwy niewolnik - taki niewolnik nic już nie zrobi. Dlatego Pan zawsze da tyle pożywienia swojemu słudze żeby ten przeżył. Oswobodzony niewolnik nie wie jak znaleźć sobie prace - hola hola, jaką prace, taki niewolnik nie wie jak i gdzie znaleźć pożywienie. Pożywienie zawsze było zapewnione przez Pana. Jakkolwiek absurdalnie to wszystko może brzmieć jest to niestety otaczająca nas rzeczywistość. Pomoc niewolnikom kończy się ich śmiercią. Można by powiedzieć, ale są przynajmniej przez chwile wolni. Czego tu brakuje - no właśnie tego fundamentalnego rozeznania w sytuacji. Tej wiedzy o tym czy to co nam się wydaje być pomocą nie jest wyrokiem śmierci.
Inny przykład. Wielożeństwo - dość rozpowszechniony przynajmniej w Afryce Wschodniej proceder. Rzecz szalenie oburzająca, szczególnie dla katolickiej Polski i dla wojującego feminizmu. Przecież to jest przedmiotowe traktowanie kobiet, przecież one nie mogą być szczęśliwe dzieląc się swoim mężem. Założenie które wydaje się być bezsprzecznie prawdziwe, takim nie jest. Zachodnie organizacje postawiły sobie za zadanie ukrócenie tego barbarzyństwa, tego uwstecznienia i odczłowieczenia. Pomóżmy tym biednym kobietom. Efekt - chyba nikt się nie łudzi że tak po prostu uda się zlikwidować coś co jest w kulturach lokalnych powszechnie akceptowaną normą. Nadal istnieje wielożeństwo, jedyne co się zmieniło to fakt, że żony przestały się między sobą dogadywać. Że robią sobie nawzajem piekło, mimo że zanim przesączono je kompletnie tu nie pasującymi wzorcami zachodnimi żyły ze sobą w komitywie, jak przyjaciółki  Ciężko to sobie wyobrazić. Ale ze względu na tych ludzi którzy tu mieszkają, których życie wystawione jest na nowe źródła, chyba warto sobie to uzmysłowić i w jakiś sposób podziwiać. Podziwiać fakt że wcześniej była harmonia i współpraca między żonami. Ale żeby to zrozumieć trzeba mieć chociaż krztynę zainteresowania miejscem na który ma się tak ogromny wpływ.
Czemu to wszystko pisze - bo szalenie irytuje mnie arogancja i ignorancja osób udających matkę Teresę. Osób które w swoim mniemaniu naprawiają za innych ten świat. Nie zrozumcie mnie źle - ja nie posiadłem wiedzy jak takiej pomocy udzielać. Mimo że widzę małe afrykańskie dzieci w obdartych koszulinach wyciągających ręce po pieniądze prawie na każdym kroku w Jubie - nie dałem jeszcze ani grosza. Nie zależy mi na tym żeby dając takim nieborakom poczuć się lepiej ze sobą, bo wiem że z takiej darowizny nie nauczą się niczego dobrego - nauczą się że żebrząc coś tam zawsze dostaną, ale czy im to w życiu pomoże - szczerze wątpię  I mimo że jest to często trudne  - spojrzenie takiemu dziecku prosto w oczy i powiedzenie NO i pokręcenie głową, to jest to moja droga. Droga nie ingerencji w drugiego człowieka w sposób negatywny. Nie oszukujmy się pozornym pomaganiem. Wybór jest prosty - chcemy pomóc - pomóżmy, ale z głową. Tak żeby pomoc pozostała pomocą, a nie zamieniła się w kolejny pusty frazes, których niestety tak wiele jest wokół nas.
Nasuwa się pytanie - czyli lepiej pomagać jakkolwiek, tak jak nam się wydaje, czy w ogóle tego nie robić. Warto pomagać - co do tego nie ma żadnych wątpliwości - ale pomoc jednostkowa jest chyba o wiele sensowniejsza niż próba uratowania całego świata. Większość osób z organizacji pomocowych daje rybę, takich organizacji które dają wędkę jest szalenie mało. Nie zagłuszajmy swojego sumienia w tak banalny sposób, sponsorując ciekawe życie gdzieś tam, osób które niby w naszym imieniu podejmują trud zmniejszenia dysproporcji na świecie. Większa część z waszych donacji idzie na ich wygodne życie, na nowe wspaniałe samochody klujące w oczy lokalesów, drinki jedzenie itd itp. Chyba lepiej jednak w niektórych przypadkach powstrzymać się od pseudopomocy, która nie uwzględnia potrzeb osób którym się pomaga. Szanujmy siebie nawzajem próbując się jak najlepiej nawzajem poznać. Naprawianie świata zacznijmy od tego co mówi Dżihad (tak jak powinien być zrozumiany i jak jest rozumiany przez większość Muzułmanów) , czyli od walki dobra ze złem w sobie. Pomoże nam to podjąć się pomocy innym - jeśli tego oczekują, w taki sposób że przynajmniej na pewno im nie zaszkodzimy. A to już bardzo wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz