niedziela, 9 września 2012

LITERATURA W PODRÓŻY


 

Samo pisanie Literatury, jak robię na przykład ja, podczas podróży niestety nie wystarczy nawet najbardziej lotnemu piórze. Każdy potrzebuje inspiracji i szuka jej gdzie tylko może znaleźć. Ja ze względu na brak czasu, bo większość spędzam na siodełku najczęściej podczas tej podróży czytam rejestracje samochodów. Ta fascynacja zaczęła się już w Gdańsku, gdzie na Spacerowej poruszając się jak mucha w smole często sprawdzam, które to ościenne gminy najbardziej blokują przejazd dla mieszkańców Gdańska J.
Po przejeździe po 4 krajach podzielę się z wami moimi spostrzeżeniami dotyczącymi sposobów znakowania samochodów. Zaczynałem na Słowacji, istnym raju dla czytających rejestracje. Po dwóch pierwszych literach doskonale można wyczytać ten moment kiedy wpływ Senecu się kończy, a kiedy zaczyna oddziaływać już Bratysława. Poza przyjemnościa płynącą z czytania tak klarownych tablic, daje to wspaniały komfort przy łykaniu kolejnych kilometrów. Po prostu widać jak migiem przenoszę się z krainy do krainy.
Węgry – no tu już tak jak z językiem węgierskim. Najprawdopodobniej osoba która wybiera numer tablic dla danego pojazdu jest duchem wyzwolonym i puszcza wodzę swojej fantazji. Nie zauważyłem ani przez sekundę żadnej prawidłowości co do oznaczenia samochodu, ale szczerze mówiąc się jej nawet nie spodziewałem. Wszystko zatem w normie.
Słowenia ponownie bardzo przyjemna pod względem literatury tablicowej. Kolejny powód do odwiedzenia tego pięknego kraju.
Włochy – albo Włosi są bardzo mobilni i każdego dnia przejeżdzają kraj wzdłuż i wszerz, stąd unikalne oznaczenia liter na każdym samochodzie, albo każdy sam w domu maluje tablice w taki wzorek jak mu się podoba. Czytanie tablic włoskich już zarzuciłem.
Nie oznacza to jednak że moja przygoda z literaturą we Włoszech zamarła. Po wczorajszył wyrzuceniu moim żali i płaczów co do ‘Źle się dzieje w państwie włoskim’, sytuacja odwróciła się dziś diametralnie. Zmierzając w stronę centrum Montovy zobaczyłem po prawej stronie coś co wygląda na kamping. I kampingiem było, ale tylko na pare dni, na okres Festiwalu Literatury w Montovie właśnie. Nie spodziewałem się kempingu w tej okolicy, tak przynajmniej podpowiadały wyniki moich badań internetu na ten temat.
Nie wybiorę się raczej na żadne okołofestiwalowe wydarzenie, bo tam musiałbym jeszcze bardziej niż na codzień palić głupa że coś rozumiem, a mógłbym być po prostu niewiarygodny zachwycając się nowinami na włoskim rynku wydawniczym. Ale spanie na kempingu Festiwalowym zaliczam na poczet kontaktu z literaturą. Ponieważ jest to kemping eksperymentalny, w sposób niecodzienny zostałem również wprowadzony w tajniki jego działania.
- Czy to jest kemping? – zadałem dość oczywiste pytanie spodziewając się bardzo różnych możliwych odpowiedzi.
- Tak – powiedziała jedna z dziewczyn siedząca pod namiotem przed wjazdem do kempingu
Wjechałem więc i przybiegło do mnie czworo ludzi z niespotykanym dotąd poziomem entuzjazmu
- Czy mogę tu przenocować? – postanowiłem pozostać przy banalnych pytaniach
- Tak, to jest kemping na festiwal literatury...- pierwszy wstęp do historii tego miejsca
- To zostanę, a ile kosztuje noc? – to pytanie od opuszczenia Słowacji zawsze budzi we mnie złe przeczucia, ale muszę je zadać.
- Około 5 Euro
- Jak mówisz, co to znaczy, około, albo to jest pięc euro albo nie – poprawił mojego przewodnika jego starszy kolega’
- Ok, 5 Euro
- No to świetnie – powiedziałem zszokowany
- To jak zostajesz to musisz się wpisać na listę i potem cię zaprowadzę na miejsce
- Nie ma sprawy – dodałem
Po wpisaniu się na listę jestem prowadzony na miejsce gdzie mam się rozbić
- Z ilu wydarzeń na festiwalu skorzystasz? – padło pytanie
- Raczej z żadnego, nie bardzo znam włoski i jestem tu trochę przypadkiem, ale to nie przeszkadza, mogę zostać mam nadzieje.
- Jak dla mnie to nie, ten kemping zostało otworzony co prawda dla osób korzystających z festiwalu... – drugie wprowadzenie w młodą historię tego kempingu – ale jak dla mnie możesz zostać
- Uff, to dobrze
- No to rozbij się tu – po czym nastąpiła prezentacja niewidocznych ani gołym okiem, ani żadnym innym, ograniczników terenu gdzie mam się rozbić. W tym momencie żałuję że nie jestem telepatą
- Ok, tu pod drzewem się rozbiję, może być
- No tak, tu jest ok, tylko nie wyjdz poza ten teren – nadal nie wiem jaki dokładnie, ale staram się być uważny.
- Tu masz śledzie
- Spoko, mam swoje
- No tak, tak, ale jakbyś potrzebował to tu masz śledzie. – niewzruszony moim zapewnieniem kontynuował mój przewodnik
- Zanim zaczniesz się rozbijać, chodź, muszę Ci coś pokazać
Tego już nie przytoczę w oryginale, bowiem przez 15 minut prezentowano mi sposób na bezpieczne otulenie rachunku fiskalnego taśmą klejącą i przyczepienie jej do namiotu. Chyba w końcu zacząłem wyglądać jakby do mnie dotarło i sprawa została zakończona
- No, to chyba wszystko. Jakbyś czegoś potrzebował, to jesteśmy w rejestracji i chętnie pomożemy
Prezentacja zaklejania rachunku ostatecznie wyczerpała moje potencjalne pytania. Bardzo fajny kemping, ze świetną obsługą. Dowiedziałem się przy okazji, że od jakiegoś czasu jadę średniowieczną drogą – SS10. Taka włoska Route 66. 

Chyba zaczynam się powoli do Wloszech przekonywać ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz