niedziela, 13 września 2009

GUMBO (JUBA) - DZIEN 2

Powoli rozpoczyna się wdrażanie w moje obowiązki - o pracy raczej nie będę tu dużo opowiadał, bo po pierwsze gadanie o pracy nie jest ciekawe, a po drugie jest lojalka i nie bardzo chciałbym ją przypadkowo naruszyć :). Standardowo jednak zamieniam się w słuch i jeśli ktoś mnie o coś pyta, cokolwiek to czuję się jak uczniak w pierwszej klasie wywołany do tablicy. No cóż zapowiada się kolejny okres początkowy, gdzie pewnie większość ludzi na miejscu pomyśli, że jestem jakimś przymułem, który nie ma nic do powiedzenia. Zawsze tak było, zawsze okres początkowy był w jakiś sposób nieprzyjemny, bo jeszcze nie odnalazłem się w nowym otoczeniu. Ale na SGH w życie towarzyskie wprowadziła mnie Madzia Raczek, litując się nade mną i zapraszając na swoje urodziny i jakoś poszło dalej. W Korei też na początku nie odzywałem się w ogóle i przeżyłem największą traumę jak Andrea w jakiejś grupowej rozmowie powiedziała, że nic nie mówię. I co mam odpowiedzieć na taką kwestię. Nie mówię nic, bo nic nie rozumiem, nie mam jak się włączyć do rozmowy, kiedy inni mówią o rzeczach o których ja nie mam pojęcia. Praktyka nauczyła mnie jednak, że zdecydowanie bardziej warto słuchać niż spełniać swoje dzienne potrzeby wygadania się. Pierwsza wycieczka do miasteczka - do banku, znowu dziury, znowu latanie po ścianach w samochodzie i zajeżdżamy pod bank. Może dla Was to będzie nic, bo budynek wygląda po prostu standardowo - marmuro-podobna posadzka, czysto, klimatyzacja, telewizor plazmowy, wszystko. Niby nic szczególnego, nie jest to widok do którego byłbym nieprzyzwyczajony, tylko że nie jest to bank w Warszawie, a jest to bank w Jubie. Nowo-postawiona luksusowa oaza. W zestawieniu z chatami budowanymi z krowiego łajna i kontenerami dysproporcje są szokujące. Gdzie ci pracownicy mieszkają. Nie widziałem jeszcze nic co przypominałoby dom. Czyli co, czyżby wszyscy pracownicy banku mieszkali w takich łajnianych chatach. Jak oni się czują wracając z takiego biura do swojego 'domu'. Na każdym kroku pojawiają się pewne pytania, niezrozumiałe kwestie. Prawie wszyscy Sudańczycy na ulicy mają telefon komórkowy, ale gdzie oni go ładują, jeśli mieszkając w takiej chacie raczej nie mają środków na zakup generatora. Jak to wszystko funkcjonuje. I to jest w tym piękne powiedzmy, że będę miał okazję to poobserwować. Przyjrzeć się temu z bliska. Jadąc do banku mijaliśmy kolumnę żołnierzy nadal szukającą i likwidująca prywatne arsenały. Żołnierze SPLA ( Sudan People's Liberation Army) z jaskrawo żółtymi kamizelkami ciągnący się spokojnie przez kilometr, z czego co 10 miał karabin a reszta patyki, kijki, cokolwiek. Szok rośnie, ale spokojnie, nie przeraża mnie to, nie czuje się tym przygnieciony czy cokolwiek. Wiem że zajmie trochę czasu zanim ogarnę temat tego co tu się dzieje i to mnie ładuje, to mnie napędza. Przygoda będzie na pewno.
Wracając z banku jadę z tylu samochodu z Ismaelem z Ugandy, ma przy sobie ugandyjską gazetę
więc pytam go czy mogę przejrzeć i dzięki temu opowiada mi trochę o Ugandzie. Zróbmy wiec z grubsza przegląd o czym się pisze w ugandyjskiej prasie.
Na pierwszej stronie zamieszki w Ugandzie wywołane planowaną wizytą króla jakiegoś klanu. Jest on przeciwny obecnemu prezydentowi, co prowadzi do zamieszek.
Obecny prezydent jak się okazuje wypełnia standardy ustalone przez Idiego Amina - czyli jest okrutnym tyranem i ginie przez niego mnóstwo ludzi. Uganda sklada sie z okolo 40 plemion. Są one dodatkowo
bardzo między sobą wymieszane. Ale Margaret - kucharka z Ugandy na naszym campie, która pochodzi z Ugandy z plemienia Acoli, mówi ze jest w stanie poznać na ulicy, kto jest z jej klanu - po czym - po chodzie :). Jak inaczej funkcjonuje się w takim świecie. Jak niestety dla Afryki, waśnie miedzy plemionami są szalenie istotne.
Generalnie zbliżają się wybory w Ugandzie, wiec spokojniej to raczej nie będzie. Ismael ma nadzieje, że uda się obalić tego dyktatora. Ale jest to jedno źródło - to czy ten prezydent faktycznie jest dyktatorem,
czy tylko Ismael tak mówi ze względu na plemienne różnice jest póki co zagadka. Niestety Uganda pozostaje  krajem, o którym można powiedzieć typowy kraj afrykański.

(dopisane w 2012 - dopiero teraz postanowiłem przyjrzeć się swojej twórczości z początków w Sudanie Południowym i większość z tekstu wprawia mnie w tej chwili w ostre zażenowanie. Często jest niestety tak, że po jakimś czasie, jak się z nowym miejscem oswoimy to zapominamy jak się czuliśmy na początku. Z tego względu pozostawiam tekst w formie niezmienionej, mimo że naiwny i mimo że nie obroniłbym w tej chwili praktycznie żadnej z zaprezentowanych opinii.)

Z pozostałych stron wybrane słowa: korupcja, korupcja, korupcja, korupcja, heh co zrobić. Afrykańska? rzeczywistość.

2 komentarze:

  1. Hej, Grzesiu! Cieszę się, że doleciałeś i to z całym bagażem. :) Ciekawa jestem, jak wygląda ten Twój namiot, bo pewnie się trochę różni od tych, w których czasem pomieszkuję na wakacjach. Mam nadzieję, że jest nieco większy. :) A jak wygląa krajobraz okolicy? Jest tam pustynia, czy jakieś inne widoki? A co z tymi wężami, pająkami, skorupiakami? Masz moskitierę?

    Pozdrawiam
    Sandi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, Hej
    Namiot jest calkiem przestronny, przede wszystkim nie trzeba sie schylac, bo sufit jest wystarcajaco wysoko :P, przy czym czasem lepiej jest sie schylic, bo klimatyzacja jest tak zamontowana, ze skutki jej dzialania mozna odczuc jedynie przy podlodze, jesli chodzi o widoki okolicy to za malo wody w nilu uplynelo zebym mial jakies ogolniejsze obserwacje, w miedzyczasie zapraszam Cie jednak serdecznie na moje zdjecia na picassie http://picasaweb.google.com/Grzegorz.Jerzy.Klein
    Buziaczki
    Grzenio

    OdpowiedzUsuń