niedziela, 13 września 2009

LOT DO JUBY

Delikatne opóźnienie, ale inauguracja tego spisu przygód i przemyśleń następuje właśnie teraz. Przygotowania do wyjazdu, trwające 3 tygodnie, były dosyć intensywne, co łącznie z brakiem dostępu do internetu uniemożliwiło rozpoczęcie bloga wcześniej.
Tak na prawdę sam przelot z Warszawy do Juby przebiegł bez żadnych zakłóceń -wiało wręcz nudą. Ze względu na niesprawny sprzęt multimedialny, jedyne co mogłem robić to śledzić na bieżąco położenie samolotu, trochę monotonne, ale z braku laku to i tak była niezła rozrywka :). Tuż przed lądowaniem w Nairobi przekroczyłem po raz pierwszy równik i znalazłem się po tej drugiej stronie. I tu pierwsze zaskoczenie, w Nairobi jest zimno. Miasto co prawda leży prawie na równiku, ale temperatury rzadko przekraczają 20 stopni. Pada więc pierwszy mit, pierwsze założenie przedwyjazdowe na temat Afryki. Nie jest to kontynent gdzie temperatura zawsze i wszędzie powala na kolana. Lotnisko nowoczesne, nawet terminal z którego miałem lecieć dalej - do Juby, w którym zamiast ekranów wyświetlających zamontowane miały być tablice z kartonowymi literami, takich ekranów się dorobił. Lot do Juby, tanią lokalną linią lotniczą - East African Airlines miał być rozpoczęciem zbierania wrażeń o środowisku afrykańskim. No niestety znowu wieje nudą. Zamiast małego samolociku z prześwitami w poszyciu od kul, zaprowadzono nas do samolotu, który nie odbiegał od standardów polskich. Pani kasjerka drukująca ręcznie kartę pokładową przymknęła oko na 17 kg nadbagażu - zaczyna się szalenie miło i sympatycznie. Lot krótki, ok 1,5 h. Podchodzimy do lądowania, jesteśmy coraz niżej, a ja mimo że siedzę przy oknie nie widzę ani jednego budynku, namiotu, szałasu, chaty zbudowanej z krowiego łajna - nic. Więc o co tu chodzi, gdzie się schowało to 120-tysięczne miasteczko. Było po drugiej stronie samolotu na szczęście. Lądujemy na ..... asfaltowym pasie. Więc do tej pory trudno mówić o szoku. Ale spokojnie, gdyby wszystko miało być tak przewidywalne i standardowe to pewnie nie było by żadnego sensu pisana czegokolwiek. Perspektywa zmienia się w momencie wyjścia z samolotu. Tu odnajduję tą Afrykę, tu zaczyna do mnie docierać gdzie jestem i czego będę świadkiem co najmniej przez ten najbliższy rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz