piątek, 31 sierpnia 2012

SŁOWO DO SŁOWA - SŁOWIAŃSKA MOWA

Z cyklu poradnikowego. Jak się porozumieć za granicą. Oczywiście najważniejsze to słuchać dużo muzyki z Eurowizji, bo tam można popróbować większości europejskich języków i przynajmniej na naszym kontynencie nie powinniśmy mieć kłopotów z porozumieniem się. 
Na Słowacji miałem tzw. (przeze mnie tak nazwany) 'problem przejścia. Tak blisko Polski i tak wiele osób rozumie, a przy nawet małej woli i ja byłem w stanie zrozumieć czasem co do mnie mówiono, że nie mogłem się przenieść na angielski. Aż do Bratysławy tak rzeźbiłem mówiąc trochę po polsku, trochę po serbsku, lub chorwacku, taki zlepek słowiańsko brzmiących słów, czasem coś się ustrzeli i można nawet coś powiedzieć i to na temat.
Węgry językowo pewnie wielu napawają lękiem, a nie słusznie, jak już gdzieś tam wspominałem język niemiecki króluje przez całą długość Węgierskiej krainy. Tu słowiańskie słowa są już mniej pomocne, no chyba, że trafimy na polskich tirowców na granicy, ale z kolei oni są niewiele pomocni. Miałem co prawda małą próbę porozumienia się z Węgierką przy wylocie z Szombathely. Do tej pory mam wrażenie, że jedyne co oboje zrozumieliśmy to nazwy własne i to nie wszystkie. Patrząc jednak na to jak czasem osoby rozmawiają w tym samym języku, ale jakoś tak zupełnie obok siebie, nawzajem ani siebie nie słuchając ani nie chcąc zrozumieć wydaje mi się, że się z Panią Węgierką dogadałem całkiem nieźle. Jej się spodobało że jadę do Madrytu a mi, że ze mną porozmawiała. I owca syta i wilk cały....
Słowenia za to jest do tej pory moim językowym eldorado. Najczęściej podczas lunchu, kiedy jestem w moim ubraniu roboczym - rowerowym uniformie - z rowerem obok mnie, ktoś tam zawsze się zapyta. I wtedy robi się ciekawie, pół biedy jeżeli to niemieccy turyści, bo wtedy tylko odkopuję głęboko ukryte we mnie niemieckie zdania i mogę sobie porozmawiać. Gdy to są jednak lokalni to powstaje z tego przeurocza angielsko-niemiecko-słoweńsko-polska mieszanka. Zdanie zaczęte po słoweński kontynuowane niemieckim i na okrasę oprószone angielskim nie brzmi zapewne podręcznikowo, ale taka gimnastyka sprawia wiele radości. W Ptuj tuż po opuszczeniu kampu i ostatecznym przygotowaniu się do jazdy (papieros), zaczepiła mnie pani sprzedającą łańcuszki i inne pierdoloty przy wejściu do parku wodnego. Okazuje się, że sama bardzo chętnie jeździ rowerem i uwielbia biwakowanie. Nie miała okazji udać się zbyt daleko, ale jej entuzjazm sprawił, że mimo zbliżającego się kryzysu wysiłkowego jechało mi się fantastycznie. 
Już się nie mogę doczekać Włoch, tam się przecież rozmawia prawie wyłącznie rękoma. Może dzięki temu w końcu wyrosną mi bicepsy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz