wtorek, 25 września 2012

MISJA: 'WINO BARCELONA' - DZIEŃ PO NAZAJUTRZ

Start: Le Barcares
Nastrój: Poprawny

Jak sama nazwa wskazuje dzień po nazajutrz jest przedostatnim dniem przed sztucznie ustalonym ostatecznym terminem przybicia do Barcelony. Zaczynam co prawda kilkadziesiąt kilometrów od hiszpańskiej granicy i już czuję zapach tapas i sangrii, ale mam równocześnie świadomość, że pozostały mi tylko dwa dni do wyboru na nadrobienie zapóźnienia.
Zastanawiam się więc czy nie spać tej nocy, czy też startować o 5 rano. Mógłbym wprawdzie oszukać i podjechać pociągiem, ale kręcę nosem na takie rozwiązanie. Przejechałem przez te wszystkie pogodowe i drogowe anomalia nie po to żeby tuż przed metą oszukiwać. 
Początkowo trasa marzenie, z rowerem z tyloma nowymi częściami jedzie się tak, że aż dech zapiera w piersiach. Aż do...
DROGA TYSIĄCA ZAKRĘTÓW (PIRENEJE WCHODZĄ DO MORZA ŚRÓDZIEMNEGO)
Poza paroma epitetami dla budowniczych dróg i to zarówno po francuskiej jak i hiszpańskiej granicy nachodzą mnie pewne zalecenia dla ich następców:

  • Przy budowie drogi, tak żeby się stała atrakcją turystyczną należy wybrać jedno z dwóch: albo droga jest atrakcją bo góra-dół, góra-dół, albo dlatego że prawo-lewo-prawo-lewo.
  • Budowanie jednej drogi z obiema opcjami na raz jest zbytkiem. Droga prawo-góra-lewo-dół-lewo-dół itd jest słabym pomysłem
  • Uczcie się od budowniczych linii kolejowych. Tam jest płasko-lekko lewo-tunel-lekko prawo-tunel. Taka droga jest o wiele sensowniejsza
  • Hiszpania - skoro już koniecznie chcecie budować autostrady, to od początku, a nie w cieniu starej drogi. Budowa autostrady po której rowerem jechać nie mogę na starej drodze sprawia, że kompletnie bez sensu muszę przedzierać się przez jakieś kręte i przekombinowane małe dróżki nie koniecznie zmierzające bezpośrednio tam gdzie chcę.
  • Pamiętajcie - jak jest góra to delikatnie i subtelnie, nie chup chup. jak jest dół to może być siup i już, wtedy można się zbliżyć do jakichś pięknych, dużych prędkości. W innym przypadku zjazd jest przez was budowniczy dróg zupełnie zmarnowany. A to grzech jest, mam wrażenie
Po pokonaniu tej źle pod każdym względem wyprofilowanej drogi dotarłem w końcu do płaszczyzny w kierunku na Figures. W tym momencie mogłem już sobie dla rozrywki spokojnie w myślach liczyć raz-dwa-trzy-cztery. Już nie musiałem cały czas mówić do siebie 'Po co wam tyle gór w Hiszpanii?' 'Po co?'
Do Figures dotarłem w rejonie godziny 19 czyli optymalnie żeby szukać noclegu. Gdybym jednak został w Figures to na ostatni dzień finiszowy zostawiam sobie rozsądną długość trasy razy dwa. Przekonuję się, że będę się tym martwił jutro i szukam kempingu. Klucząc po wąskich, antycznych dróżkach w mieście trafiam w końcu w zaułek, gdzie według mojego GSP powinien być kemping.
Od razu się orientuję, że w takim zaułku to się nie zmieści nawet klatka dla kanarka, więc nie szukam tego obiecanego kempingu zbyt intensywnie i decyduję się na kontynuację jazdy.
Z Figures do Girony jest jakieś 40 km, więc o tej godzinie nie mogę już mieć złudzeń, że dojadę tam w promieniach zachodzącego słońca, bo słońca już dawno nie będzie. Budzi się we mnie ta, tak rzadko dostrzegalna niemiecka część charakteru i w jakiś sposób przekonuję siebie, że 'Co masz zrobić jutro, zrób dziś.' brzmi sensownie. Ruszam dalej i wysyłam przed siebie pozytywną energię, którą chcę wypłaszczyć drogę, o której nic nie wiem. Baterie w rowerowej lampce wymieniłem, więc powinienem coś widzieć i mam nadzieje, że uda się pokonać ten kawałeczek. W brzuchu burczy przez co zamiast liczyć raz-dwa-trzy-cztery jak to mam w zwyczaju, wymieniam sobie w myślach co bym teraz zjadł. Sporo tego wyszło.
Na szczęście noc ma pewne plusy w zestawieniu z dzienną jazdą. Ponieważ widzę tylko parę metrów przed siebie nie widzę jak długie są podjazdy. Ta niewiedza jest bardzo korzystna. Docieram do Girony kilkanaście minut po 21 i trafiam na sklep otwarty jeszcze przez kilkanaście następnych minut. Po zgarnięciu tego i tamtego z półek i zapłaceniu, bo nie było jak wynieść (żart :), chciałem zapłacić) pojechałem do znajomego hostelu, dostałem łóżko i już czułem na czubku języka zbliżającą się winną ucztę. Zasnąłem radośnie.

Meta: Girona
Nastrój na mecie: Pierwszorzędny :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz