czwartek, 27 września 2012

TRANSFORMACJA

Jak zapewne wiele osób doświadczyło w trakcie polskiej transformacji w latach 90-tych nie jest to proces łatwy ani przyjemny. Przechodzę teraz coś na pewno o wiele mniej intensywnego, ale o podobnych symptomach. Dotychczasowy przejazd przebiegał zgodnie z założonym planem pod względem priorytetów. Odnalezienie potrzeby znalezienia się w Barcelonie o określonym czasie zapewne uratowało mnie przed objawami znużenia. Po dotarciu do Barcelony coś się jednak zmieniło. Ten świetnie spędzony tam czas nie może mi wyjść z głowy. Fizycznie jest już zupełnie bez zarzutu. Wczoraj 'zrobiłem' 80 kilometrów i na koniec dnia czułem, że śmiało mógłbym jeszcze trochę pocisnąć. Zatrzymał mnie deszcz, który sprawił, że jazda była po prostu mało przyjemna. 
Psychicznie jednak jestem już takim tempem po prostu zmęczony. Codzienna zmiana miejsca sprawia, że nie ma czasu na kontakt z ludźmi i mimo, że dookoła zawsze jest ich mnóstwo to większość czasu są obok, jakoś nieuchwytni. Myślałem, że skoro udało się pokonać tak dużą część trasy w takim tempie i na takich zasadach to dokończenie do Madrytu nie powinno sprawić żadnej trudności. Czasu na przejazd jest przecież wystarczająco dużo. Zadaje sobie tylko pytanie czy w tym momencie jest tak na prawdę sens kontynuować pęd przed siebie, skoro nie sprawia to już praktycznie żadnej przyjemności. 
W Barcelonie do naszej spontanicznie utworzonej grupy turystycznego wsparcia dołączył jeszcze Joachim z Graz w Austrii. Jechał bardzo zbliżoną do mnie trasą tyle, że da dni za mną. Okazało się, że wiele z naszych przemyśleń było identycznych. Przede wszystkim jednak jedno z nich. Sama jazda rowerem jest świetną sprawą i się nie dłuży. Najgorsze momenty dnia to rozkładanie i składanie obozu. Zazwyczaj jest to nie dłużej niż godzina na każdą z czynności, ale ponieważ odbywa się to codziennie jest to po prostu szalenie nudne. Mam już co prawda taką wprawę, że większość rzeczy robię automatycznie, mimo to nachodzą mnie po prostu w ciągu dnia, podczas pedałowania, myśli, jak bardzo nie chce mi się już tego namiotu rozkładać.
Teraz po Barcelonie doszły jeszcze myśli o tym, że jazda w takim tempie jest jak praca w kieracie. Odliczając czas zużyty na okołonoclegowe obowiązki oraz na minimalny czas jazdy żeby nie mieć wrażenia, że nie wykorzystaliśmy tego dnia tak jak należy, nie zostaje już zbyt wielu minut na cokolwiek innego. 
Coś więc we mnie pękło i zastanawiałem się przez ostatnie dwa dni, czy jest to najzwyczajniej w świecie przegrana potyczka z moim głęboko zakorzenionym lenistwem, czy powód leży gdzie indziej.
Na wczorajszym kempingu zostałem zaproszony przez grupkę Francuzów na drinka. Musiałem odmówić, bo przecież rano muszę się spakować i jechać dalej. 
Ale czy faktycznie muszę?! 
Tak na prawdę brakuje mi obecnie skutecznych pomysłów na przekonanie siebie, że kontynuowanie w takim tempie do Madrytu ma sens. 
Dzisiaj zatrzymałem się na lunch w kebabie. Okazało się, że obsługujący ten punkt Pakistańczyk Ali jest tam tylko na wakacje, bo w ramach regularnej pracy wykłada ekonomię na uniwersytecie w Barcelonie. Przy okazji mieszkał i pracował już w wielu miejscach na świecie i mogliśmy się powymieniać wrażeniami. Po godzinie musiałem już jednak ruszać, bo przecież przejechałem do tej pory jedynie 30 km. No dnia na 30 km skończyć nie mogę. Musiałem przerwać tą ciekawą rozmowę w połowie. 
Czy faktycznie musiałem?
Po Barcelonie coraz bardzie widoczne jest to, że podążanie za sztucznie przecież określonym celem dojechania do Madrytu rowerem przesłoniło mi oczy. 
Na dzisiejszym kempingu podczas rozkładania się ponownie ciekawe rozmowy najpierw z brytyjska, a później z holenderską parą. Ale przecież jutro trzeba jechać, więc muszę się skupić na znalezieniu jedzenia i odpoczynku. 
W tym momencie dotarło do mnie, że chyba zmiana priorytetów zaczęła zachodzić wcześniej niż się spodziewałem. Przez Europę miałem przelecieć jak poparzony, w ramach treningu. W Ameryce miałem już jechać jakby mimochodem skupiając się właśnie na kontakcie z napotykanymi ludźmi. 
Mimo że czuję jakiś nieuchwytny zawód swoją osobą, że nie dokończę tego co sobie założyłem, postanowiłem, że zmieniam trochę trasę i zamiast lecieć do Madrytu przez Lleidę i Zaragozę wybieram się teraz do Walencji i pobieram stamtąd pociąg do Madrytu. Odbierze mi to trochę radości ze ukończenia zakładanej trasy, ale da z kolei parę dni w Madrycie na odpoczynek przed jazdą po Ameryce. Równocześnie pozwoli mi to na dokończenie rozpoczętych rozmów, już bez tej presji dziennych kilometrów.
Wszystko wyjdzie w praniu, ale mam wrażenie, że fizycznie jestem już gotowy do niespiesznej i niewykańczającej jazdy przez tereny Bananowych Republik.
Mam nadzieje, że swoją postawą nie sprawiłem Wam zbyt dużo zawodu. Sobie na pewno trochę tak. To jest jednak ta moja transformacja. Z trybu sportowego na tryb zbierania wrażeń z kontaktu z innymi ludźmi. Wcześniej niż planowałem, ale chyba jest to element dobrze wykorzystanej podróży. Umiejętność zmiany swoich priorytetów w odpowiednim momencie. 

5 komentarzy:

  1. Transformacja sracja... A tak na serio uważam że słusznie postanowiłeś aczkolwiek z drugiej strony jesteś niekonsekwentną cipą...
    Mógłbyś mieć czas na konwersacje i poznawanie ludzi gdybyś np.:
    - dał sobie więcej czasu na podróż LUB
    - szybciej pedałował, jadł, rozkładał namiot itp. LUB
    - zrezygnował z pisania farmazonów w internecie (hahaha - wrzuta roku MADAFAKAAAA)
    (nie muszę się podpisywać bo zapewne wiesz kto to wyskrobał :P)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozpoznałem Ciebie Przyjacielu po wykrzyczanym przekleństwie. Próbujesz tu podważyć moje skrupulatnie zmyślane wymówki, a przecież wszyscy wiedzą, że Walencja jest na przedmieściach Madrytu, więc aż tak bardzo trasy nie skróciłem :P, póki co utknąłem, bo Hiszpania postanowiła się nawodnić po 2 miesiącach suszy i nie bardzo wiem ile tego deszczu zamówili...

    OdpowiedzUsuń
  3. jak może zwróciłeś uwagę fragmentu o Farmazonach zupełnie nie komentuję, bo szczerze nie wiem do czego referujesz :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Referuję? Grozisz mi czy mnie obrażasz? Bo nie wiem czy bić czy się bać :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo wszystko jestem teraz za daleko żebyś bił, więc sugerują drugą czynność :)

    OdpowiedzUsuń