wtorek, 25 września 2012

MISJA: 'WINO BARCELONA' - EPILOG

Usadowiliśmy się z Anią i Mają w porcie, chowając butelki w siatkach, bo nie byliśmy do końca pewni czy w Hiszpanii można alkohol spożywać na ulicy i zaczęliśmy ucztę :)
Barcelona, wbrew temu co twierdzi moja siostra, jest pięknym miastem z bardzo wyczuwalną, unikalną atmosferą. Dużo się tu dzieje, a oto parę z zaobserwowanych w Barcelonie zdarzeń:

  • Port - policja robi najazd na nielegalnych handlarzy mało oryginalnych ubrań i przeciwsłonecznych okularów. Nagle sprzedawcy zaczynają biegać bez ładu ze swoim towarem zawiniętym w gałgan i przewieszonym w plecy. Próbują się chować, ale zostali zapędzeniu w kozi róg, czyli na kraj molo. Po chwili wszyscy co do jednego zostają wyłapani i mimo że wszyscy obserwatorzy z nami łącznie kibicowaliśmy handlowcom, ich towar zostaje zarekwirowany.
  • Port - chwilę później jakaś dziewczynka zaczyna się dziwnie wyginać, trochę jak kobieta-guma, i jej rodzice robią jej przepiękną sesję. Nastrój wyginania zaraźliwy. Po tym jak dołączyła do nas siostra Mai Agata z mężem też zaczynamy ćwiczenia, próbując ustalić w jaki sposób robiona pompka wpływa pozytywnie na budowę tricepsa. Ja się przyglądam, bo mimo tylu dni jazdy, nadal do odsłonięcia muskulatury trochę mi brakuje
  • Port - zaczyna wyć koło nas syrena, która oznacza, że rozsuwany most nad nami będzie się za chwilę rozsuwał. Słychać energiczne kroki na przeprawie i o dziwo widać dwie twarze na środku mostu. Ona na prawej stronie szczeliny, on na lewej. Chyba zupełnie do nich nie dociera że sygnał dźwiękowy oznacza zachętę do opuszczenia mostu, a nie do głupkowatego patrzenia się przed siebie. Po chwili zostają przegonieni, a ja wyrabiam w sobie przekonanie, że to musieli być Polacy, któż innym mógłby się w taki mało rozważny sposób zachować.
  • Port - rozmawiamy o tym, że jutro ma być pokaz fajerwerków, bo jest zakończenie lata, i po chwili rozpoczyna się pokaz fajerwerków w porcie. Sobie oglądamy.
  • Port - Agata mówi, że ona tą kolejkę tequili pasuje i przeczeka, po chwili wszyscy mówią za nią, że przeczekamy razem z nią, i minutę później pijemy tą przeczekaną kolejkę już wszyscy razem. Nie ma zmiłuj. :)
  • Bar w mieście - siedzimy nad paellą i nagle do środka wbiega jakiś kolo, opluwa właściciela, właściciel bierze barowe krzesło i wybiega w pogoni za pluwaczem
  • Plac Katalunya - szukam przystanku autobusu nocnego do El Masnou. Lokalizuję mapę z rozmieszczeniem przystanku, ale nadal nie mogę go znaleźć. Korzystam z drogiej opcji roamingu i sprawdzam przez telefon w internecie lokalizację. Okazuje się, że jest zupełnie w innym miejscu niż na mapie na placu. Jak to możliwe?! - Proste, na mapie na placu pokazano przystanek dla wysiadających, a nie dla wsiadających. Zupełnie logiczne, przecież chcąc wsiąść do autobusu o wiele bardziej interesuje mnie gdzie być może wysiądą pasażerowie, niż gdzie ewentualnie będę mógł wsiąść sam.
Wino zostało wsparte butelką tequili i po tak wyczekiwanej konsumpcji stwierdzamy wszyscy, że ani wino ani tequila nas zupełnie nie sponiewierały i chwiejnym krokiem rozchodzimy się w swoje strony. Warto było, super wieczór. Jeżeli uczestnicy to czytają to jeszcze raz wam dziękuje. Bawiłem się świetnie.

To nie był jednak koniec zabawy. Na kempingu zgadaliśmy się jeszcze z dwoma rowerzystami, jedną zmotoryzowaną i jednym piechurem i tak sobie od wczoraj popijamy wieczorem whisky na plaży, jadamy śniadanka i lunche i zaraz zrobimy grilla. I tak sobie rozmawiamy o przebytych doświadczeniach, odwiedzonych miejscach, o rzeczach ważnych i trywialnych. Rozmowy fantastyczne, bardzo szczere, ale równocześnie bardzo relaksujące. Wspaniała sprawa, nieznajomi sobie ludzie zgadują się razem i na dwa dni tworzą małą komunę i traktują siebie nawzajem jak rodzinę. Tak wypoczęty i szczęśliwy dawno nie byłem. Viva Barcelona!!! Jutro się wszyscy rozjeżdżamy, każdy w swoją stronę, bo doszliśmy do wniosku, że jest tak fajnie, że jeszcze jeden taki dzień i nigdy się już stąd nie ruszymy. Taka Barcelońska Niebiańska Plaża.

2 komentarze: